Działaczka KOD Podbeskidzie: Jestem optymistką

– Gdy powstawał KOD, przez kilka dni nie mogłam oderwać się od komputera – mówi Urszula Kłosiewicz 42 letnia opiekunka psa Burbona, miłośniczka folkloru, natury i literatury z Bielska-Białej.

Jak po raz pierwszy dowiedziałaś się o KOD?

– Z wcześniejszych akcji znałam Mateusza Kijowskiego. Nie osobiście, ale na Facebooku. Właśnie na Facebooku znalazłam wpis Kijowskiego o tym, że przeczytał artykuł Krzysztofa Łozińskiego na „Studiu Opinii” i może warto założyć KOD. Zalajkowałam jego wypowiedź. Po kilkudziesięciu minutach dostałam informację, że Mateusz Kijowski dołączył mnie do grupy KOD. Byłam jedną z kilkunastu pierwszych osób.

Miałam wtedy kilka dni wolnego… Nie mogłam oderwać się od komputera obserwując, co się dzieje. Sto osób, dwieście, trzysta, potem tysiące… Wszystko działo się w niesamowitym tempie. Poczułam, że jest nas więcej – ludzi myślących tak jak ja. Powstał manifest KOD. Zaczęły się nami interesować media – dziennikarz „Gazety Wyborczej” poprosił o kontakt członków grupy chcących opowiedzieć o motywach, które pchnęły ich do przystąpienia do KOD.

Nie bałaś się przyjść na manifestację KOD? Nie wszystkich łatwo jest do tego przekonać. Niektórzy boją się np. kłopotów w pracy

– Nie bałam się, jestem w luksusowej sytuacji, bo jestem zwykłą kobietą pracującą „na etacie”. Mój pracodawca rozlicza mnie tylko z tego jak wywiązuje się ze swoich obowiązków. Moja działalność pozazawodowa moich przełożonych nie interesuje. I tak powinno być w każdej firmie.

To twoje pierwsze tego typu zaangażowanie?

– W zasadzie pierwsze. Miałam zryw, gdy w 2006 roku premier Marcinkiewicz podał się do dymisji i jego miejsce zajął Jarosław Kaczyński, który wcześniej obiecywał, że póki jego brat jest prezydentem, on nie będzie obejmował tego stanowiska. Zaczęłam robić rozeznanie, do jakiej partii mogłabym przystąpić, ale na szczęście mój przyjaciel, znający lepiej niż ja realia rządzące politycznym światem, skutecznie wybił mi to z głowy przekonując, że każda partia polityczna to bagno w którym takie jak ja, prostolinijne idealistki, nie mają żadnej szansy na zrobienie czegoś dobrego.

W KOD pociągnęło mnie to, że jest to ruch zwykłych ludzi, takich jak ja, ludzi „znikąd”. Dopiero potem przykleili się do tego ruchu politycy. Impulsem dla mnie było ułaskawienie przez prezydenta Andrzeja Dudę pana Mariusza Kamińskiego. Wtedy pan prezydent stracił u mnie tę odrobinę autorytetu, jaką miał. Przekonałam się, że jest tylko marionetką w rękach wiadomo kogo. Potem był Trybunał Konstytucyjny, nocne ustawy…

Nie mogę znieść tej buty, arogancji, nie liczenia się z nikim, tego „teraz k… my”.

Gdyby PiS wygrał wybory i po prostu realizował swój program, zacisnęłabym zęby i przeczekałabym jakoś te cztery lata. Pogodziłabym się, że taki a nie inny jest wybór społeczeństwa. Ale nie mogę się zgodzić na to, że ktoś traktuje Polskę jak swój prywatny folwark. Mam nadzieję, że ktoś to powstrzyma, może Unia Europejska, a może właśnie KOD?

Nie boisz się eskalacji konfliktu, tego, że ludzie zaczną się bić na ulicach?

– Boję się. Założeniem KOD jest walka bez agresji, pokojowa, z uśmiechem na twarzy, ale widzę, że władza boi się KOD. Próbuje nas ośmieszać, marginalizować, dyskredytować. Boję się, że w czasie manifestacji, w tłumie, kiedy łatwo dać się ponieść emocjom, może dojść do prowokacji…

W jaki sposób angażujesz się w działania KOD?

– Nie jestem osobą wyjątkowo kreatywną. Nie posiadam żadnych szczególnych zdolności ani umiejętności. Dlatego w KOD widzę się jako osoba od wszystkiego, od wykonywania zadań. Staram się pomagać przy ochronie naszych manifestacji, ktoś musi pilnować porządku.

Jesteś na pierwszej linii frontu. Co sądzisz o naszych kontrmanifestantach?

– Z bliska przyjrzałam im się dopiero na jednej z ostatnich manifestacji. To byli w większości młodzi ludzie z ONR, oraz dwóch chłopaków z Zadrugi. Stali z transparentem i wyraźnie nudzili się widząc, że nie są w stanie nas przekrzyczeć. Postanowili nakręcić komórką reportaż z naszej manifestacji. Deklarowali chęć przedstawienia motywów wszystkich „opcji”, więc umożliwiłam im sfilmowanie naszej manifestacji „od środka”. Chcieli porozmawiać. Pytali o to, dlaczego manifestujemy, dlaczego protestujemy przeciwko działaniom władzy wybranej w demokratycznych wyborach. Starałam się im to wszystko wytłumaczyć. Nie wiem, czy coś do nich dotarło, ale przynajmniej ci chłopcy chcieli rozmawiać. To młodzi ludzie, którym po prostu ktoś nakładł do głów głupiej ideologii.

Nie da się tego powiedzieć o ludziach, którzy towarzyszyli w czasie tej manifestacji panu posłowi Stanisławowi Pięcie. Byli to (pominąwszy dwoje „dobrze wyszkolonych” nastolatków) w większości starsi ludzie, którzy mnie wyzywali od najgorszych, lżyli, poszturchiwali… Biła od nich szczera nienawiść.

Problemem KOD jest, że nie potrafimy przyciągnąć młodych ludzi…

– To prawda. Moim zdaniem ten brak zainteresowania z ich strony wynika z tego, że oni nie mają świadomości, jak polityka wpływa na ich życie. Mieszkają z rodzicami, nie martwią się, za co kupić jedzenie, nie mają kredytów do spłacania. Wydaje im się, że to wszystko ich nie dotyczy. Tymczasem dotyczy ich to jeszcze bardziej, niż nas, to wpłynie na całe ich życie.

Trzeba przekonać młodych ludzi, że warto interesować się polityką. Mam nadzieję, że to się uda i za cztery lata wybierzemy rozsądniej.